środa, 31 sierpnia 2011

Czuję miętę...

...dosłownie, bez żadnej przenośni. Rozpanoszyło się toto, rozlazło po ogrodzie, zdominowało otoczenie. Choć preferuje ciepłe, wilgotne miejsca, a podłoże żyzne, to widzę, że i na słabej glebie świetnie sobie radzi.
Trzeba więc ją trochę "okiełznać", stworzyć barierę dla jej podziemnych rozłogów, inaczej czeka nas mozolne pielenie sąsiednich grządek.
Doceniam wartości użytkowe mięty, ale za tak intensywnym zapachem nie przepadam. Zresztą chyba nie ja jedna: nie lubią jej mrówki, myszy, a nawet amatorzy wełnianych ubrań, czyli mole. Mogę więc (w naturalny sposób) dość skutecznie walczyć z tymi szkodnikami, co zresztą czynię, wykładając świeże lub suszone ziele w odpowiednich miejscach.
Dlatego mimo pewnych niedogodności zatrzymam to "ziółko" w ogrodzie. Dam mu tylko do towarzystwa  szałwię, bazylię, lawendę oraz inne zioła, jakie mam, ozdobię nasturcją , pysznogłówką, naparstnicą, nawet lilią białą i projekt pachnącej rabaty gotowy. W przyszłym roku będzie przyjemnie będzie tu posiedzieć.
Bo z ziołami jest trochę tak jak z ludżmi, różne są, a jednak lubimy wśród nich przebywać, zyskując radość dla serca i odpoczynek dla ciała.

2 komentarze:

  1. to ja poprosze o zdjęcie w przyszłym roku tej pięknej rabaty, zapowiada sie cudnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no... Co do mrówek, to nie jestem pewna. U mnie w ogrodzie ich tyle już jest, że jedna rodzinka pobudowała sobie mrowisko właśnie na pędach mięty. Nie uwierzyłabym, żeby sama nie widziałam. Może znasz jakiś skuteczny sposób walki z tą plagą?

    OdpowiedzUsuń