niedziela, 15 marca 2015

O tym, jak moja babcia kartofle gotowała

   O popularnych w naszym kraju ziemniakach wiemy już chyba wszystko. Przypomnę co nieco: większość witamin i minerałów bulwa posiada tuż pod skórką, dlatego tak ważne jest cieniutkie obieranie, gotowanie lub pieczenie w mundurkach. Swego czasu amerykańscy naukowcy ogłosili, że substancje zawarte w skórce ziemniaka wykazują zdolność do neutralizowania wolnych rodników. Żywieniowcy uważają, iż obierając ziemniaki pozbywamy się wartościowego błonnika.
   Jeśli bulwy są zazieleniałe lub kiełkujące, warto obierać grubo, aby pozbyć się szkodliwej solaniny. Takie są też mniej smaczne. Moja babcia uważała, że ten smak można " poprawić".
W związku z tym kartofle przeznaczone do gotowania starannie myła, obierała i wrzucała do garnka, w którym wrzała już lekko osolona woda pomieszana pół na pół z mlekiem. Do tego dawała 1-2 cebule, które przed odcedzeniem wyjmowała. Wywar nigdy nie lądował w zlewie (zlewów wtedy nie było) ale w innym garnku. Po przestudzeniu i dodaniu drobno pokrojonej zieleniny stanowił pożywny i smaczny napój. W taki oto sposób rozpuszczone w wodzie witaminy i sole mineralne uzupełnione o wapń z mleka nie szły na zmarnowanie, o czym pewnie sama gospodyni nie miała pojęcia. Ona "tylko" dosmaczała potrawę.
   Jeśli ktoś chce tej metody spróbować, szczerze polecam pod warunkiem, że jest w posiadaniu kartofli z upraw ekologicznych. Inaczej napije się chemii. 
   I jeszcze jedno: ziemniaki z cebulą świetnie łączą się w garnku, całkiem źle natomiast w piwnicy. Nie przechowujmy ich obok siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz